Strona:Wacław Sieroszewski - Ptaki przelotne.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dźwięki ziemi, jak olbrzymi chór, śpiewający w upojeniu chwałę wiosny, szczęścia, życia, słońca i wolności…
My, wygnańcy, rozumieliśmy je doskonale i większą jeszcze stawała się nasza tęsknota…
Przymrużonymi oczyma wpatrywaliśmy się w przepojone blaskiem słońca błękity, gdzie niby chmury liści, pędzonych przez burzę, leciały obłoki ptaków wędrownych… A każda ich odmiana miała swój głos, swój szyk odmienny i odmienny polot. Białe łabędzie leciały w milczeniu najwyżej, ciężko i wolno, podobne do sznurów dużych pereł. Szare gęsi tworzyły trójkąty z tyłu otwarte i wciąż grały. Podobnie leciały żórawie. Kaczki to zwijały się ruchliwym, niespokojnym kołem, niby różaniec, potężną ręką ciśnięty w przestworza, to leciały

11