Strona:Wacław Sieroszewski - Ptaki przelotne.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wrót piekielnych, zimnych, mokrych, nieubłaganych. Festony mgieł z ich szczytów opuściły się jeszcze niżej, zawiesiły całkowicie przelot. Rwąca woda niosła nas ze strasznym impetem.
— No, no, jeżeli teraz o najmniejszy trącimy kamyk, nie będzie czego zbierać i nikt stąd nie wyjdzie!... Ekstrapocztą dostaniemy się na tamten świat!... — zauważył sternik.
— Cicho!... Słyszycie wodospad?!... — krzyknął ktoś.
W głębi wąwozu, pod mgłami, coś wyło, huczało, kłapało, jak smok.
Od pędu wydało się nam, że łódź stanęła, że jeno drga z przestrachu na miejscu, a ku nam pędzi z niesłychaną szybkością potężna, rycząca burza.
— Najsilniejsi do wioseł!... Czekać komendy!... — krzyknął sternik.

29