Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ten nie słuchał go, zajęty nowemi myślami... Dlaczego ich aresztowano? Kto miał w tem interes?... Piszą, że policja?... Poco? naco? Ale widocznie policja chce utrzymać wszystko w tajemnicy, inaczej daliby mi znać... Władka nie można nie poznać z tą jego blizną, a Maciek zupełnie do innych niepodobny... Ale skoro nie chcą powiedzieć, to mają w tem interes, żeby ich nie znaleziono!... Co w tem jest?... Co się w tem kryje?... Może i Hankę porwali?... Trzeba się spieszyć!...
— Chodźmy, chodźmy!... — przynaglał starego.
— Podróżujemy jak zając z jeżem!... — śmiał się Mongoł. — Teraz wszędzie i zawsze wszyscy chodzą piechotą. Za moich młodych lat w tej samej stawce z jurty do jurty konno jeżdżono!... Były czasy i były konie!... Miałem takiego wierzchowca, co bez znaku mnie rozumiał, wprost myśli zgadywał... — gadał stary.
Szag-dur słyszał to już wielekroć razy i głowę miał czem innem zajętą, przez grzeczność jednak pomrukiwał od czasu do czasu, wyrażając przeważnie zdziwienie lub pochwałę.
— Tak, tak!... Były czasy... Już jesteśmy niedaleko... I Namyń Dordżi Nojon tam jest... Widzę jego konia!...
Szag-dur nie ośmielił się wejść do namiotu Chutuchty, gdzie odbywała się jakaś ważna narada. Polecił słudze, który tam nosił herbatę i kumys z sąsiedniej kuchni, aby wywołał Uń-cy.