Przejdź do zawartości

Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




Śnieg spadł w górach. Wraz z srebrnym blaskiem jego odbicia, przez okienko pieczary zaczął się wlewać do środka przejmujący chłód. Więzione dziewczęta nie zrzucały na chwilę tułupów; To-noj nawet w nim spała. Hania, która nie mogła przezwyciężyć nałogu rozbierania się do snu, nieraz budziła się, dygocąc z zimna pod grubym wojłokowym kocem; wtedy wdziewała, leżący zwierzchu kożuch na rękawy, próbowała rozgrzać się i znów usnąć, zwykle nadaremno. Do tęsknoty za wolnością przyłączyła się tęsknota za ciepłem, za ogniem... Leżąc na boku z otwartemi oczami i wpatrując się w lodową gardziel okienka, skąd leciała ku nim biała śmierć, dziewczyna przeżywała z męczącą potęgą pragnienie ujrzenia choćby na króciuchną chwilkę, błysku iskry, wężowego ruchu płomieni, rubinowej rozkoszy żaru, nad którym mogłaby pochylić stygnące ciało, który mogłaby chwytać dowoli w zgrabiałe dłonie, aby dać wytchnienie, nadmiernie pracującemu w obronie przed zimnem, sercu... W jedną z takich chwil usłyszała nagle dziwny szmer na ścieżce, jakby skradające się ku ich pieczarze