Strona:Wacław Sieroszewski - Bolszewicy.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
SONIA

Sprzątnij ze stołu i zawieś portjerą te tutaj drzwi!

(wskazuje na oszklone drzwi od stołowego na lewo)
ZOSIA

Mój Boże! Skąd ja wezmę portjerę?... Kawałka materji żołnierze nie zostawili w domu, wszystko rozdrapali!...

SONIA

Co to mię obchodzi!... Bierz skąd chcesz, choć ze spódnic uszyj, ale być musi... A spiesz się, bo zaraz wracamy!

(wychodzi do ogrodu)
SCENA ÓSMA
Zosia, Marcinek, później Klemens
ZOSIA (chwyta się za głowę)

Rany Boskie!

(biegnie do stołowego pokoju na prawo, wołając)

Marcinek, Marcinek!...

(wraca, bierze samowar, idzie do drzwi na lewo i znika tam na chwilę)
MARCINEK
(wyskakując z drzwi na prawo)

Czego Zośka?

ZOSIA
(wraca z pustą tacą, zbiera filiżanki ze stołu, płacze i wyciera nos fartuszkiem)

U... u... u...! Pędzają jak nieboskie stworzenie... dychnąć nie ma człowiek czasu!... A tu jeszcze tę zasłonę kazali na drzwi wieszać!... Skąd ja ją dostanę, nieboga?... Marcinku, kochany... już ty pomyśl... urządź jakoś...