Strona:Wacław Sieroszewski - Bolszewicy.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
SARNOWSKIJ

Przekonasz się sama... Nawet mógłbym...

(Wchodzi z drzwi na prawo Razin, niosąc torbę z sucharami)
RAZIN

Poleciała baba, gada z żołnierzami... Rozumie się, że to nic ale... zawsze... narobi niepotrzebnego mątu...

SARNOWSKIJ

Należy ją aresztować.

SONIA (do Razina)

Siadajcie, towarzyszu!

(rozlewa i rozdaje herbatę)
RAZIN
(pijąc i zagryzając sucharami)

Cóż!... Dlaczego nie!? Można aresztować!... Choć ja mam bardzo wyraźne instrukcje, żeby unikać małostkowych zatargów... Bardzo tu klasowo niewyrobiony naród... Ogromnie trudno... Jeszcze dobrze, że trochę po polsku pamiętam z białoruskiej służby... Jedynie lokaj coś nie coś rozumie. Zrobiłem go miejscowym komisarzem, ale bardzo głupi!

(uśmiecha się)

Wciąż mię dręczy pytaniami... Cóż kiedy niema lepszego. Wszyscy ci chłopi, parobcy, oficjaliści bardzo swoją panią chwalą... Żadnego klasowego pojęcia. Szkoła jest, ochronka jest, szpital jest... Obchodzono się z nimi dobrze, płaca dobra... Wszystko dobre... Proszą nawet, żeby ich panią wypuścić!...

SONIA (gniewnie)

Niewolnicy!