Strona:Wacław Sieroszewski - Bolszewicy.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
MORSKA (gorączkowo)

On mi ocalił... więcej niż życie!

MORSKI

Więcej niż życie?!... Ależ kto?... Gdzie on? Dlaczego nie idzie?... Czy może ten... zabity?...

MORSKA (z trwogą)

Ależ nie!... Tutaj... (pokazuje na górę.)

(W tej chwili na górze słychać strzał na galerji; a na dziedzińcu wśród szwoleżerów oraz ludności niepokój, ruch, rozlegają się dalekie krzyku gwałtowny oddalający się tętent konia oraz dalekie rzadkie strzały. Wbiega z ganku zdyszany Marcinek)
SCENA DWUDZIESTA PIĄTA
Ciż, Marcinek.
MARCINEK

...Ten... gruby... ko-mi-sarz! ten... gruby... i ta... ta... Sonia... z ok-na na gó-rze... po... skrę-co-nem prześ-cie-radle... na dach ku-chen-ki... A potem... My wszyscy tu stali, patrzali na śwolażyrów... Tymczasem oni... te bolszowniki... jak skoczą na rządcową kasztankę, co przy kuchni stała... Tyle ich widzieliśmy!... Ino się zakurzyło!... La boga, la boga!...

MORSKI
(energicznie zwraca się ku drzwiom, wybiega na ganek i woła)

Kudlik, konia! Siadać!...

MORSKA

Stachu, Stachu... Na Boga! Daj pokój!... Opowiem ci, opowiem!...

(uprowadza go na lewo. Lasota śledzi ze swego fotela za wszystkiem z żywem zajęciem)