Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cych się w różowym zmroku wieczornym jak kupa ametystów, i zatrzymali się przed szerokiemi marmurowemi schodami przedsionka. Król czekał, aż wyskoczą giermki i przytrzymają mu konia. Ale nikt nie zjawiał się, więc podniósł głowę i spojrzał ze zdziwieniem na ostrołukie, szeroko otwarte podwoje wejścia. Nikogo ani tam, ani w pobliżu widać nie było — cisza panowała głęboka. Jeno z ogrodowej alei biegł, trzymając się za nos, królewski wesołek, Bączuś...
— Cicho!... cicho!... — wołał — Niespodzianka!... Ani pisnąć, ani kichnąć, ani skrzypnąć!... Niech Król Jegomość na paluszkach stąpa, a dwór niech zapomni nawet, że ma nogi!... Tylko ja sobie pozwolić mogę: bzzzy!
Bzyknął i okręcił się na jednej nodze jak fryga.
— Gadaj, co takiego? — niecierpliwił się Król.
— Nie mogę. Królowa Jejmość zabroniła! Nie mogę! Bzzy!...
I znowu obrócił się jak fryga.
Już orszak schodził z koni, już giermkowie i stajenni dopadli tłumnie przyjezdnych, brali od nich rumaki, a Król wciąż siedział na koniu i tarł dłonią stroskane czoło.
— Co się stało?... Powiesz nareszcie, przeklęty błaźnie?!
Bączuś odskoczył, zakrył sobie twarz rozczapierzonemi palcami i jęknął płaczliwie:
— Nie gniewaj się, Królu, ale ciesz, ale gwiżdż, ale przytupuj sobie, zaśpiewaj, potańcz... i... podaruj mi... dukata! — Podaruj mi... dwa dukaty!
Król cisnął gniewnie tręzlę na ręce pachołka i ruszył w głąb’ pałacu. Serce mu biło niespokojnie, mimowoli kroku przyśpieszał, a za nim szedł na palcach strwożony orszak.
— Gdzie Królowa? — zapytał spotkaną dworzankę królowej.
Pani przysiadła nizko, bacząc pilnie, aby strojna jej suknia ułożyła się dookoła w piękną banię.
— Jej Królewska mość... w sypialni! — odszepnęła słodko.
— Czy nie chora?