Strona:Wacław Gąsiorowski - Zginęła głupota!.pdf/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyminięciu kilku ulic zatrzymały się przed wysoką kamienicą.
Gdy pan Hilary dzwonił do drzwi Molskiej, biła piąta. Otworzyła mu zgrabna i fertyczna Józia.
— Ach! Pan prezes! Jak to dobrze! Pani tak czeka na pana!
— Występuje dzisiaj?
— Nie, nie występuje... tylko na pana prezesa czeka!...
Józia filuternie mruży oczka i kłania się, czekając na należne jej powitanie.
Pan Hilary, pomny na zwyczaje, szczypie ją zlekka w policzek i wchodzi do saloniku. Z przeciwnej strony we drzwiach ukazuje się wiotka, elastyczna kibić pięknej Leny, która egzaltując się, wita z rozrzewnieniem Światowidzkiego, rzucając mu się na szyję.
— Ach! mój kochany prezesuniu! Czekałam tak długo! Niedobry! tak późno do Leny przychodzisz. No, siadaj, mój łysku poczciwy, drogi. Chodź, chodź, tu na kanapkę obok. O, tak! Dobrze!
Hilary, oszołomiony przyjęciem, odurzony zapachem perfum, olśniony postacią Leny, która w dosyć wydekoltowanym ukazała się szlafroczku, poddawał się z przyjemnością tej niewin-