Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Poniatowski podszedł ociężale do Fryny i ozwał się tonem obojętnej grzeczności.
— Prawda — ładny.
— Ładny?! Niezrównany, prześliczny!... I to całe dwie skrzyneczki... Od cesarza!... „Najlepszej z najpiękniejszych śle oddany.“!!
Książę zmarszczył się.
Fryna poczytała sobie za obowiązek przekonać zupełnie Poniatowskiego o hojności cesarza.
— Samych djademów... jest pięć, nie — sześć! Naszyjników trzy! Choćby ten szmaragdowy!... I wszystko dla szambelanowej... Przyniesiono przed chwilą... razem z tą lakoniczną karteczką!... Wymarzyćbym nie mogła! Ten Bonaparte musi być okrutnym bogaczem, powiedz sam, taki podarunek!...
Poniatowski wzruszył ramionami i zauważył zimno.
— Snać musiał się poczuwać do nielada wdzięczności dla imć pani szambelanowej!
— Ale... ale przecież to są skarby całe!
Książę poprawił nerwowo srebrny pendent pałasza.
— Więc kłaniam!... Winszuję waszmość pani sukcesu, choć jest mi on niespodzianką!
Czosnowska porwała się od klejnotów z naszyjnikiem perłowym, skoczyła do księcia i zawisła mu na szyi.
— Zobacz, Pepi! Czy nie byłoby mi dobrze w tym naszyjniku!? Ach, nie krzyw się, szambelanowa przecież wie o nas!... Prawda, że cudny?!...
Książę z łagodną stanowczością uwolnił się z rączek Fryny.
— Tak — tak!...
— Gdybyś chciał...
— Żegnam. Powiesz mi o tem kiedyindziej!...
Poniatowski skłonił się zimno damom i wyszedł.