Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/412

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

drzwiom, otworzył je naścieżaj, a gdy do saloniku wszedł hrabia Ornano, uśmiechnął się do samego siebie i wyszedł.
Ornano wycisnął gorący pocałunek na ręce szambelanowej.
— Pani wybaczy...
— Mniemałam, generale, że już jesteś w Paryżu?!
— Powinienem tam być od dwóch dni... a jednak wczorajsza rozmowa ośmieliła mnie do spodziewania się z ust pani szambelanowej... odpowiedzi...
Pani Walewska zapłoniła się.
— Paweł właśnie wybrał się do Brukseli, miał nadzieję spotkać się z jednym z dawnych towarzyszów broni...
— Jestem pułkownikowi wdzięcznym za tę wycieczkę, bo dała ona mi sposobność...
— Racz spocząć generale! — przerwała szambelanowa, po raz wtóry nie pozwalając swemu gościowi dokończyć zdania. — Więc to Lefebvre Desnouettes wzywa pana?...
— Tak jest, pani szambelanowo.
— I doprawdy myśl dokonania zamachu na Bourbonów ma widoki!?...
— Niewiadomo! Nasze stronnictwo potężnieje, od czasu procesu Exelmansa niezadowolenie wzrosło!... Jeżeli nie wszyscy oficerowie równie gorąco się deklarują za cesarzem, to jedynie w obawie o Francję! Nowa wojna z przymierzonymi, nowa wojna z całą Europą!...
— I cóż dlań Europa!
— Nie wszyscy mają ufność pani — zauważył z lekkim sarkazmem Ornano. — Kraj zmęczony, wyczerpany, niechętny nowym hazardom...
— I pan, pan... wątpisz!?
Generał oczy spuścił i odparł cicho.
— Jeżeli panią zastanawia moje zwątpienie — mnie zdumiewać musi pani wiara!