Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Te — te! A gdzie zastanowienie! Jak się waćpanu mierzyć!... Ba, przykro ci takiej żoneczki się wyzbywać!... Nie neguję. Lecz inaczej być nie mogło. Pamiętasz, jakżeś to broił!? Hę! Ba — ba! A kto się nawet jeszcze do ostatka lampartował! A włoszka Chiarini z „konnych heców?!“ Pamiętasz, szambelansiu, jakżeś na prześcigi szedł z bursztówką-Potockim, Roztworowskim-przylepką, z Białopiotrowiczem, Ostrowszczykami, Friebesem i Rautenstrauchem!? A konie tarantowate dla niej, coś ze stepów sprowadzał? A ileś pantofelków wina, parole d’honneur, nie takiej lury, wypił! Hę! A pamiętasz marszałkowę Szwejkowską od czarciej laski?! Nie próżnowało się? A ta twoja Małgosia Sitkówna! No — no! Wypominać ci więcej nie będę, bom nie kronika, jeno tą drogą idę do racji, że na ciebie kolej przyszła! Zachciało ci się młodej żony — phi, sic transit, parole d’honneur! Gdybyś się jeszcze w przeręblu kąpał, jak Kurtz, to możebyś czerstwość chamską zachował, ale chciałeś, masz! Błogosław losy, że ci przynajmniej nielada Adonisa zesłały i gódź się z nimi!... Stało się! Wiem, wiem, marzyły ci się, Bóg wie, jakie projekty, jagoda po świętym Marcinie, parole d’honneur! Niema złego! Miałeś jeno kłopot z szambelanową! Uspokoisz się, wykrztusisz i do pory swojej przyjdziesz! Masz tedy całą rzetelną prawdę.
— Łotry — szelmy!...
— Owszem, owszem, parole d’honneur, to ulży!...
— Nie pozwolę na rozwód! Nie dopuszczę! Do klasztoru wyprawię!
Bolesza obciągnął na pękatej swej figurce zaciśniętą kamizelkę i, otrzepując ją starannie palcami, odrzekł spokojnie.
— Kochany panie Anastazy, toć zezwoliłeś sam, podpisałeś deklarację do rozwodu...
— Ja... ja podpisałem!!?