Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Powinne służby moje! Ośmielam się przypomnieć względom pani szambelanowej! Jerzmanowski, szef szwoleżerów gwardji jego cesarskiej mości! Miałem honor być prezentowanym pani dobrodziejce na balu u księcia Borghese! Pilna sprawa ośmieliła mnie trudzić waszmość panią.
Przy tych słowach szef szwadronu prężył się, chrzęścił srebrnemi pasami, dzwonił pałaszem, a ostrogami brzęczał.
Szambelanowa ledwie że skinieniem głowy odpowiedziała na powitanie Jerzmanowskiego, zaczem rzekła zimno i dobitnie.
— Dziwić się muszę, że waszmość podjąłeś się takiego ordynansu!
— Jakto mam rozumieć? — odparł urażonym tonem Jerzmanowski.
— Masz waszmość list!?
— List! Biedaczysko ręki unieść nie może!
Pani Walewska skrzywiła się sarkastycznie.
— Nie sądź waszmość, abym na się chciała brać rolę audytora, bądź jednak przekonanym, że wybrałam już tę drogę, którą wskazuje mi obowiązek! Pisanie się znajdzie nawet jeżeliś zdążył doręczyć je księżnie Jabłonowskiej.
Jerzmanowski szarpnął się niecierpliwie, rozumiejąc, że wpadł tu mimowoli w odmęt jakichś mistyfikacyj, które mu do słowa dojść nie pozwalają.
— Ależ, mościa pani, nic zgoła z tego nie rozumiem, toć nareszcie do wysumitowania się chcę dojść. Tylko co, opadła mnie tu jakaś dama ze strachami, że mnie z opresji chce ratować, łamała przedemną ręce, aż mi papier z za rabatów wyrwała! A, do pioruna, ja tu nie ukradkiem, jeno z hasłem i odzewem zajechałem...
— Więc pisanie wzięła panu księżna? — przerwała gorączkowo szambelanowa, nie zwracając uwagi na dalsze słowa Jerzmanowskiego.