Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Kłaniam uniżenie za przyznanie mi tego, co posiadam oddawna!
— Prawda, ale mowa tu o tytule szambelana dworu cesarskiego! Choć może odznaka niewielka, ale zważ, że pierwsza, niejako torująca drogę, uprzedzająca wszystkie inne promocje!...
— Hm — może! Tylko niepotrzebnie się kwapiła! Mówiłem, że najpierw muszę mieć tu! Uważasz, tu!...
Księżna nie zrozumiała wymownego ruchu ręki od ramienia prawego, przez piersi, do lewego boku.
— Legję — objaśnił szambelan.
— Nie wiem, podobno niewojskowym bardzo trudno! Chociaż, jeżeli będzie szło o ciebie, to możliwe — bezwątpienia możliwe!...
Zapewnienie księżnej udobruchało pana Anastazego, poruszyło jego imaginację i sprowadziło do ulubionego tematu o czekającem go niewątpliwie stanowisku.
Księżna w milczeniu słuchała znanych jej już projektów brata, nie siląc się na potakiwanie, ani też nie starając się wnosić opozycji.
Szambelan mówił długo, upokarzał nienawistną sobie partję, rozdawał urzędy, udzielał rad Napoleonowi, panował, całe lata władzy widział przez sobą, aż nareszcie zmęczył się, zakrztusił, a uczuwszy ból drętwy w nogach, na fotelu się rozsiadł i tu dopiero obojętność księżnej spostrzegł.
— I cóż, nic nie mówisz?
— Słuchałam!
— Słuchałaś! Może ci się nie podoba! Co? Hę?! Nie przecz! Wiem dobrze, że lubisz zawsze paktować! Ale nic z tego! Żebyś nie wiem jak zabiegała, nie dam nikomu się mieszać do moich zarządzeń, nie dam!... Nikomu!... Może nie wierzysz!...
— Najzupełniej! Tylko, mój Anastazy, pozwól mi zmienić