Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

męża — lecz gdy ujęła za klamkę drzwi, wiodących do sypialni szambelana — ziąb dotkniętego metalu wskroś ją przejął i zmroził w niej wszystką krew.
A jeżeli Anastazy wyśmieje jej obrażoną dumę, jeśli imię marszałka będzie mu imponowało, jeżeli do niej zechce przystosować dawne swe dworackie mniemania, z których tylekroć jej się zwierzał, jeżeli dla wiadomej mu przekory nie uzna ani obaw, ani gniewu?!...
Pani Walewska cofnęła się od drzwi i powlokła zpowrotem do swojej sypialni.
...Nie — ona nie dopuści, aby bodaj i temu Durocowi nie dać należytej odprawy. Sama wymierzy sobie sprawiedliwość, da mu uczuć, jak źle się zaadresował... uczyni to wyraźniej, prościej, niżby zdołał, bodaj szambelan, przy najlepszych chęciach! Odeśle mu i ten bukiet i to pisanie. Pozoru nie da, że je czytała.
Szambelanowa nie namyślała się długo, — zadzwoniła na pokojową i kazała przywołać do siebie Domagalskiego.
Stary strzelec stawił się natychmiast.
Pani Walewska zasunęła nieszczęsną kartkę między kwiaty i dała je Domagalskiemu.
— Trafisz do Zamku królewskiego?
Strzelec chciał odpowiedzieć, lecz szambelanowa nie pozwoliła mu myśli zebrać.
— Musisz trafić!... Tam zapytasz o marszałka dworu cesarskiego, Duroca, — dotrzesz do niego, i oddasz mu ten bukiet... Gdyby cię pytano, kto cię przysyła... powiesz wprost... że ja... Liczę na ciebie... wiem, żeś mi oddany... Wymknij się tak z domu, żeby cię nie spostrzeżono... O całem tem posłaniu, ani słowa do nikogo!...
Domagalski skłonił się nisko i stał zafrasowany, spoglądając niespokojnie na trzymane w ręku kwiaty.