Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czy nie przeszkadzam!? dał się słyszeć we drzwiach głos Duroca.
— Prosimy, mości książę! — zaprosił pan Anastazy.
Marszałek dworu rozejrzał się bystro po saloniku.
— Teraz się nie dziwię dezercji pańskiej, panie marszałku!... Najjaśniejszy pan zapytywał o pana!...
— Najjaśniejszy pan? — powtórzył poruszony do żywego Berthier. — Pani daruje... muszę!...
Duroc spojrzał za odchodzącym Berthierem.
— Ileż go to musiało kosztować!... Niezmiernie mi przykro, że pozbawiłem księcia tak miłego towarzystwa!...
— Myli się pan, panie marszałku — odrzekła spokojnie pani Walewska. — Książę Neuchatelu zaledwie został mi przedstawionym przez męża...
— A jednak nieobecność pani w salonie wiekiem nam się wydała!... Czy godziło się nas tak porzucać!.., Czy zasłużyliśmy na taki egoizm...
— Samolubstwo było mi bardzo miłem!...
— A przecież tyle pani raczyła wyrazić zachowania i sympatji dla naszych mundurów.
— I nie zapominam o niej! Świadkiem właśnie tu obecny kawaler, z którym o armji mówiliśmy!...
Duroc odwrócił się — odrzucił zwieszający mu się na lewe ramię jedwabny płaszczyk hiszpański, przyłożył szkła do oczu i wycedził przez zęby:
— A... porucznik Ornano?!... Czy tak?!...
— Tak jest, panie marszałku! — potwierdził czerwieniąc się po same białka.
— A... zdawało mi się, że pan dziś jesteś na służbie!?...
— Nie, panie marszałku, siódma kompanja!...
— Pan jesteś w pierwszym szwadronie...
— W drugim, panie marszałku!...