Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

galerji sług i kawalerów polskich, pomagających Talleyrandowi w czynieniu honorów — rzekł od niechcenia:
— Książę Poniatowski będzie towarzyszył cesarzowi przy obchodzie osób?...
— Niewiadomo!... Duroc będzie wiedział!
— Nie wątpię! Lecz tu trzebaby koniecznie wysunąć Wybickiego... towarzystwo niejednolite! Książę nie u wszystkich ma mir!
— Nie wiem, co pan widzisz w tym Wybickim! Łączą pana, o ile wiem, stosunki przyjaźni, lecz z tem trudno się liczyć, jeżeli idzie o dobro!...
— Zapomina pan o życzliwości, okazywanej Wybickiemu przez cesarza!
— Najjaśniejszy pan jest też czasem za dobry!... Niekiedy wyróżnia ludzi, idąc za pierwszym popędem serca... i nie zawsze szczęśliwie!...
— Musisz pan to mówić z głębokiego przeświadczenia! Tu nie mogę przeczyć!
Talleyrand zrozumiał przymówkę.
— Ani ja, patrząc na pana.
Bassano poczerwieniał i miał odwzajemnić się Talleyrandowi, lecz ten, postrzegłszy we drzwiach wchodowych damę — skłonił się Maretowi i ruszył ku damie.
Dama nieco staroświeckim dygiem odpowiedziała na powitanie pana de Périgord i pochyliła się ku niemu.
— Jakaż odpowiedź?
Dama zasłoniła usta wachlarzem, przymrużyła oczy i wyrzuciła z przejęciem.
— Jedzie!...
— No, przecież! Nie wiedziałem, co czynić! Księżna rozumie!...
— A, co ja przeszłam! Anastazy całej swej powagi musiał użyć....