Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Oszczerstwo! — Skąd je masz waćpan?
Gurowski musnął dumnie wąsika.
— Od Rządu narodowego!
— Panowie, ach dosyć, doprawdy — utyskiwała pani Honorata. — Róziu, każ ponczu.
Pułkownik zabębnił gniewnie palcami.
— To nie może być, nie może być! Truciznę siejecie, truciznę będziecie zbierali.
— Jako magister prawa i administracji muszę stwierdzić, że strona winna zbrodni musi być ten... — zawyrokował Filialski, tasując od niechcenia talję kart.
I my też niczego innego nie pragniemy! — przyznał słodko Krępowicki. — Sądu się domagamy — niczego więcej, tylko sądu!
— Więc nie ferujcież przed czasem wyroków!
— Panowie, jest świeży ponczyk, prosto z lodu!
— Słusznie powiada pan pułkownik, lecz, aby na piec wskoczyć, lepiej na pułap mierzyć. Musimy zbroić społeczność, musimy...
— Judzić, burzyć, do krnąbrności nakłaniać! — uniósł się Bem.
— Bronić ojczyzny, bronić jej przed zdrajcami! — odparł zimno Krępowicki.
— Patrzcie, aby was samych o zdradę nie pomówiono!
Krępowicki pobladł. Gurowskiemu oczy się zalśniły, lecz, pod śmiałem, otwartem spojrzeniem Bema, skryły swe błyski pod powiekami.
Nastała chwila ciszy. Krępowickiemu zawisła już na ustach odpowiedź, gdy, uprzedzając burzę, pani Honorata wionęła spódniczkami między Gurowskim i Bemem i ozwała się rezolutnie.
— Magister Filialski trzyma faraona!
Filialski trzasnął kartami.
— Wola wasza! Proszę, kto łaskaw! Tuz żołędny z niżnikiem!
Dokoła magistra zadzwoniły miedziaki.
Gra zaczęła się wlec ospale. Gurowski smoktał flegmatycznie poncz. Krępowicki uśmiechał się drwiąco, pykając z fajki. Bem upatrywał jeno sposobności, aby się wy-