Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Grosza niema w majątku.
— Ale może mieć. Dziś pułkownik, jutro generał brygady, pojutrze dywizji, szef sztabu, wódz, dyktator, paje...
— Wuj zawsze mi głowę skotłuje!
— Honoruś! Twego pragnę! W klubie, paje, wczoraj, paje, wołano — Szembek, Krukowiecki, Sołtyk, Bem! I znów Szembek — Bem! I znów Bem!
Zobaczymy, zobaczymy. Takie szczęście nie zając jeszcze! Niech wujo tylko patrzy dzisiaj lampek wydawania, a do butelek się nie przysuwa i kompanji nie szuka.
— Honoruś!
— Dobrze już dobrze. Zapowiem Rózi to pewniejsze.
Pani Honorata, nie zważając na mruczenie wuja Olechowskiego, bęcnęła raz jeszcze bielidłem po szyi, musnęła piesków przy uszach, zerknęła w lusterko i pachnąca, furkocząca, podążyła do kawiarni.
Tu, gdy z wysokości swego dominującego nad szynkwasem stołka, ogarnęła swoje królestwo, ledwie oczom wierzyć mogła. Ani jednego wolnego stołu. Znajomych gości mnóstwo, a między nimi, co i rusz ktoś, kogo od miesięcy nie oglądały mury Honoratki.
Nadobna właścicielka kawiarni, choć jej serce biło z zadowolenia, z jednej myśli, że Kościołowska znów żółtaczki dostanie, — umiała przystojną zachować miarę. Rozdawała uśmiechy i wdzięczne spojrzenia nawet tym, których przeniewierstwo było oczywistem. Krępowickiego przywitała, jakby widziała go wczoraj. Soczyńskiemu ani się nie skrzywiła, choć wiedziała, że, od trzech tygodni, w „Dziurce“ siadywał. A kiedy Duchanowski zdziwił się, że tak pełno — odrzekła mu bez zająknienia: „prawie, jak wczoraj“.
Aliści tego dnia nawet przytomność pani Honoraty miała być na ciężką wystawiona próbę. Bo oto zaledwie o zmroku przerzedziło się nieco w izbach kawiarnianych, zaledwie lampy rozpalić się zdołały, do Honoratki jął tłum całą falą napływać. I jaki tłum. Akademików w mundurach gwardji dyktatorskiej, klubistów bez liku, pisarzów z dzienniczków cały jeden stół, z Kraińskim gromada oficerów gwardji narodowej, audytor Fiszer z panią Chłę-