Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bem znów pochylił się nad mantelzakami i przebierał w podręcznych drobiazgach a szukał, wreszcie z pudelka dobył piękną, złotemi, cyzelowanemi blaszkami nabijaną ładownicę. Obtarł ją starannie, obejrzał, musnął po pięknym monogramie, gryfami misternie rzeźbionemi do pokrywy przytwierdzonym, westchnął i, ułożywszy ładownicę w puzderku, — zamknął je na dwa kruczki.
W otworze szopy znów ukazał się Zarzycki.
— A jesteś! Weźmiesz acan to puzderko i dasz Ilińskiemu. Powiedz mu, że Włodzimierz Potocki pod Raszynem ją nosił... wówczas, kiedy ja chodziłem w podoficerskich obszlegach... Więc Ilińskiemu dasz, bo... bo... mi to wcale nie potrzebne.
Zarzycki odebrał puzderko z rąk Bema, i sięgnąwszy poza siebie, bąknął półgłosem.
— Chodź sama!...
Z mroku wysunęła się ciemna, wątła postać dziewczęcia i, pchnięta zlekka przez podoficera, zatoczyła się na środek ku pełni, rzucanego przez gorejące łuczywo, światła.
Bem, na widok obcej, nieznanej mu postaci, która zdała mu się jednym, szarym, bezkształtnym łachmanem, cofnął się z odrazy. Lecz że Zarzycki dodał obocześnie:
— Według rozkazu pana pułkownika — niby ta, co pan pułkownik kazał...
Bem pohamował odrazę i spojrzał uważnie ku dziewczynie.
Stała przed nim z przysłoniętemi powiekami, z bolesnem odrętwieniem na zczerniałej od prochu i dymu twarzyczce, w koronie splątanych czarnych, jak szmaty, które ją ledwie w połowie okrywały, włosów. Chude, obnażone jej ramiona, poprzewiązywane brudnemi, splamionemi krwawą rdzą gałgankami, zwisały bezwładnie. Koścista, sucha pierś czerwonemi szramami i rdzawemi strupami upstrzona, wychylała się ze strzępów zgrzebnej koszuliny.
Bema litość zdjęła. Wszak ci biedactwo, niedola, wyglądała mu na podrostka, na dziecko, liczące mniej lat, niż palców u drobnych a tak już poszarpanych rączyn.
Pułkownik ujął dziewczę pod szyję i zadarł jej głowę ku światłu.