Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/312

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wódz naczelny, pomimo wyraźnych rozkazów Rządu narodowego, nie stoczył decydującej bitwy z nadchodzącym Paskiewiczem, zadawalając się utarczkami z przednią strażą i cofaniem się ku Warszawie. Linja obrony pod Gostynimem, nad Bzurą, porzucona została bez myśli obrony...
Kozaków wprawdzie nie było w Mszczonowie, ani pod Tarczynem, nie było też przegranej bitwy — ale wzamian Paskiewicz fortyfikował się w Łowiczu, Kreutz nadchodził od Łomży, Rosen do Siedlec, Rüdiger przeprawiał się przez Wisłę, Kajzarow oblegał Zamość!
Bajki więc o kozakach pod Tarczynem nie ogarniały nawet grozy położenia, były raczej przeczuciem, odgadnięciem instynktownem prawdziwego niebezpieczeństwa.
Sejm uląkł się. Juści nie rozpaczliwego położenia, boć na nie miał w zapasie arsenał retorycznych figur, lecz pomruku, który z godziny na godzinę wzmagał się w Warszawie, który przemieniał się w ponury zew, który już grozić zaczynał porachunkiem.
I sejm nareszcie zdecydował, że istotnie inaczej być powinno, ustanowił komisarzy i wyprawił ich do Bolimowa i zwołali radę wojenną. I na radę, jak przystało na parlamentarne stany, sprosili nietylko generałów, pułkowników, sztabowców, ale i zgoła każdego szwadronu, kompanji reprezentantów.
Nieprzyjaciel wydawał ostatnie rozkazy do wyruszenia z Łowicza. A w sąsiednim Bolimowie dobosze nawet się głowili nad tem, czyli nie należałoby jednego z pośród siebie conajtęższego tamburmajora wybrać i do rady posłać dla akuratnego przedstawienia, jako być powinno.
Aliści rada wojenna tak żwawo się uwinęła, iż dobosze nie mieli czasu na elekcję. W ciągu jednego dnia bowiem nietylko, że kto z poruczników czy kapitanów zadzierżystszy ten zdołał własnemu generałowi czy pułkownikowi do oczu z prawdą swoją skoczyć, ale i mówcy się nagadać i sztabowcy narozprawiać i komisarze narozczulać i wódz naczelny ze wspaniałym gestem na szeregowczyka się deklarować.