Strona:W Sudanie.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale nie dokończył już zwrotki.
Rozległ się okrzyk głośny, brzmiący pół jeszcze nieufną radością, i we drzwiach szeroko otwartych, wśród nieładu sprzętów, które, biegnąc, z miejsca poruszyła, w jasném świetle trzymanéj w ręce lampy, stanęła przed nim matka na piérwszym z wydeptanych scbodków kamiennych, o całą głowę syna wzrostem przenosząca.
Gaet, pochwyciwszy matkę w ramiona, jednym skokiem przebył trzy schodki kamienne, na których czas wycisnął swe piętno, i wniósłszy ją do domu, posadził na środku biurowego pokoju, w ogromnym, zniszczonym jéj fotelu, obok stołu, na którym rzędem ustawione stały przyrządy telegraficzne.
Teraz młody człowiek padł do nóg samotnéj pracownicy tym samym ruchem czci miłosnéj, z jakim tyralier murzyn pocbylał się w Kita do kolan téj, w któréj rodzicielkę swą poznał... I głowę na jéj kolanach złożywszy, płakał i śmiał się razem, tak jak wówczas, gdy zauważyła to Joanna Marya, pod niebem Afryki, złotemi gwiazdami usianém.
Wtedy-to cisza, od tak dawna kąty starego domu szarego zalegająca, uleciała spłoszona, a matka Gaeta, wznosząc ku Niebu blade jak słoniowa kość ręce, kryształowo czystym, słodko dzwoniącym głosem, w którego bretońskim akcencie namiętne i rzewne drgają dźwięki, przez łzy te tylko słowa wyrzec zdołała:
— Dzięki Ci, o Jezu! Ach! ja się tak do Ciebie modliłam!....

..........................

W kraju Murzynów, Bóg biednéj matki-niewolnicy na imię miał Nama; w Bretanii Jezus Mu na imię....
Ale jakkolwiek go nazwiemy, w najdalszym zakącie świata, strapione matki zawsze modlitwami błagać go będą za dzieci.


koniec.