Przejdź do zawartości

Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zaś za posyłanie odbierali dobre słowo, niektórzy po kilka szczepów szlachetnych owoców do sadu, inni rój na początek pasieki, lub ziarna uszlachetnionego jakiego gatunku zboża – zachęceni tem arendarze prosili, by dzieci ich były przyjmowane – naturalnie celowały w matematyce! – wiejskie dzieci wykradały się z chat do szkółki, gdy którego nieposyłali sami rodzice – były też owoce w ich pracy – a gdy który zapowiadał wyższe zdolności, pchnął go od czasu do czasu i do szkół wyżnych, bacząć, jaką przyszłość wróży i ku jakiemu ma się przedmiotowi – Boże! ileś ty cudów i szczęścia dał człowiekowi, byle on talentów niezakopywał i czasem oczy wznosił w twój błękit!...
Uszczęśliwiając Salwator, czuł się najszszęśliwszym z ludzi – widział, że nad spodziewanie idzie jego praca – i czasem w polu stawał w niemej ciszy o zmroku w obec Ukrzyżowanego – zawinięty w płaszcz swój – i niemo dziękował mu za pomoc z nieba daną i rozmyślał życie zbawiciela. – O! lud nasz dobry i zacny, lud nasz gołębi! ... myśl jego czysta jak jego pacierze, byle dobrego przykładu, dobrego wodza duchem i sercem – a czegóż u nas nie przeprowadzą trzech z wolą, wiarą i sercem – trzech ludzi: dziedzic – pleban – i nauczyciel szkółki!...
We trzech trzymaliśmy się za ręce. – Pleban z wolna działał słowem Beżem – z ambony siał to ziarno, które dziedzic wspierać, ja pielęgnować miałem. – Pleban każde nowonarodzone dziecię witał błogosławieństwem Chrztu jako noworodzone z ducha – każdą wdowę i sierotę wspierał moralnie – posyłając do dworu po z dobrem słowem dane w potrzebie wsparcie materyalne. – Odtąd samego Salwatora prosili gospodarze, by im dzieci do Chrsztu trzymał, któremi potem się opiekował, zapraszali go na wesela, które on czasem wpływem swoim kojarzył i nieraz chłopaki młode niemogąc u ojców wskórać, do niego przychodzili o wstawienie się dla nich za dziewką, tak nieraz nawet przeprowadził Salwator, że mniej zamożnemu za jego słowem dał włościanin córkę dla jego zacności i pracowitości, w czem sam czasem ciepłą ręką pomógł, na weselach zapraszany zawsze bywał, pod cieniem drzew gwarzył wesoło i przypijał jak z braćmi – przy czem miał ojca