Strona:Włodzimierz Stebelski - Roman Zero.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XXVI.

A w przedpokoju Kąkol ujrzał Litość.
Właśnie z osłony wyzwalał ją Janek
I lekką ręką obnażał form skrytość.
Och, Kąkol zerwał z tej statuy wianek,
Szczęście artysty, swoją należytość,
I rzucił obłok na piękny poranek!
I błysk tryumfu uderzył mu z miny:
U stóp Litości tkwił bilet Janiny!

Nieoderwany w szale roztargnienia
Ten bilet stał się Kąkola klejnotem,
Bo z tej pamiątki drogiego pierścienia
Chce wykuć złoto nikczemności młotem,
Chociaż przeczuwa prawnik bez sumienia
Że ja zmiażdżony muszę zginąć potem!
Wszedł do salonu jak wysłannik złego —
Straszna historja tego dnia jednego!