Strona:Włodzimierz Stebelski - Roman Zero.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale ty nie sądź, Rollo pospolity!
Że twój testament na mej duszy stoi.
Mam ja rys jeden, złotą skrą spowity,
Na mego ducha zardzewiałej zbroi —
Bo leżąc w prochu, patrzę na błękity!
Boże — Janino — towarzysze moi!
Ja się w przekleństwo na was nierozkrwawię,
I jak za życia kocham was i sławię!

Nie, niemam serca plwać i wieńce zdzierać
I głos mój w szyderstw grzmot się nie rozdzwoni!
Konając jeszcze chciałbym perły zbierać
I pisać miłość na ludzkości skroni...
Ach, jak to słodko bez skargi umierać
I żegnać Boga w bolu bez ironji,
I w niemej śmierci własną gorycz zdławić,
Zalać się łzami i świat błogosławić!