Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/465

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z nim i po urzędach i cechach, a już zgoła był wyrocznią dla rzesz rzemieślniczych. Majster za głośno prawił swoje desideria, nazbyt grzmiąco wygrażał i zbytnio się wystawiał na oczy, lecz spiskową czeladź pomnażał, ducha budził i gorliwie rozkwaterowywał zdezarmowanych gemeinów. Szli mu we wszystkiem na rękę: Sierakowski i Morawski, starsi cechów rzeźników i kowali.
Te skryte zabiegi, propagandy, spiskowe przygotowania, szepty po kawiarniach, nocne zgromadzenia, tajemnicze znaki, denerwacye niepokojących oczekiwań, nieustanne a groźne wieści, nagłe trwogi, tumulty wybuchające coraz częściej, groźna postawa tłumów, wybryki ultajstwa, harmaty wytoczone na placach i skrzyżowaniach ulic, alianckie szeregi wkraczające butnie, rozgłośnie i zwycięsko, coraz sroższe zarządzenia Igelströma — wszystko to, przejmowało powietrze miasta gorączką wojny.
Ludzie snuli się rozanimowani, wzburzeni a dziwnie zarazem uważni na wszystko co się dokoła staje, że lada powodem, pustoszały ulice, zamykały się bramy i sklepy, lecz wszędzie mógł dojrzeć czuwające groźne twarze i niemało karabinów w pogotowiu. Stan był takowy, że czekało się jeno, żali rychło zahuczą harmaty i rozlegną się krzyki: do broni!
Zaręba poczuł to wojenne powietrze natychmiast po powrocie. Radowała go niezmiernie ta powszechna gotowość i wiele sobie po niej obiecywał. Więc tem bardziej się starał, powziąwszy wiadomość od Kacpra,