Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

datliwym klechą, że mało kto znał go w prawdziwej postaci.
— Do tej sprawy potrzebna kobieta — odezwał się po dłuższem rozważaniu. — Bo czemże był ten Francuz? Paryskim kupczykiem, wałęsającym się ze swojemi modnemi lalkami a towarami po dworach, w końcu jakby kalefaktorem przy dzieciach. Znaczy się niczem godnem uwagi. Więc jakaś miłosierna dama, wzruszona niedolą mizeraka, może się wstawić za nim. To nie ściągnie podejrzeń. Dla Zubowa Igelström zrobi wszystko, bo się go obawia, zaś Zubow pragnie się wydawać powszechności, jako nasz protektor. Zna go dobrze szambelanowa Rudska — rzucił bez ceremonii.
— Pójdę do niej — odparł, nie wahając się ani chwili.
— Kiedy Działyński odjeżdża?
— W przyszłym tygodniu, już pakują tłumoki. Będzie jeszcze zebranie u niego.
Wrócili do pierwszej izby, prawie już pustej, tylko Konopka szeptał w kącie z jakimś drabem o dziobatej twarzy i w rudym, biało nakrapianym surducie.
— Czy Kiliński już zaprzysiężony? — spytał Zaręba, gdy się znaleźli na Piwnej.
— Nie wiem, ale skoro ks. Meier ręczy za niego, można mu ufać.
— Co się tam dzieje u imć pani Barssowej?
— Pani postanowiła z domu uczynić pustelnię, prawie nikogo nie przyjmuje po wyjeździe męża. Wzięła na siebie postać Penelopy, wysławiającej bohatyrstwo swego Ulissesa — gorycz miał w głosie.