Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Insurekcja.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Patryotyczni łyczkowie ze swojemi magnifikami i progeniturą! — posłyszał szydliwie. Nie pytał więcej, bowiem rozdarły się zasłony i rozpoczął się nowy akt spektaklu. Skończył się również rzęsistemi brawami, długo nie milknącemi, on zaś tem ciekawiej lustrował owe publikum, rzadko spotykane w takiej proporcyi na reprezentacyach. Odszukał pomiędzy niemi p. Barsową z córkami i p. Radzymińską. Konopka siedział przy nich. Dopiero w lożach dolnych, nad parterem, o ile rozsunięte złocone kraty pozwalały, zobaczył więcej znajomych twarzy. Obok królewskiej, na wprost sceny, ciemnej i zasłoniętej, brała miejsce p. generałowa Mokronowska ze swoim ślicznym fraucymerem. Tuż za nią siedziała piękna Jula Potocka ze synaczkami, zaszeptana z Gardinerem, angielskim rezydentem. Nieco dalej, p. Grabowska, w asyście jakichś fircyków; w białej peruce, wyblechowana, upstrzona muszkami, wyczupirzona i nadęta, dawała podobieństwo sowy, drzemiącej wśród gawronów. Była i p. hetmanowa Ożarowska z kompanią rosyjskich dam i oficyerów. Dziwiła niemało obecność starej księżny wojewodziny Jabłonowskiej, otoczonej dworem przyjaciół, ludzi znanych z obywatelskiego ducha. Księżna cieszyła się u powszechności taką estymą, że wszyscy uchylali przed nią czoło, jako przed doskonałym wzorem cnót i patryotyzmu. Generalne jednak zdziwienie wywoływała słynna Lhullier, nigdy nie spotykana na polskim teatrze. Wystawiała się na przodzie loży piękna, strojna, połyskująca rosą dyamentów, zimna i do modnej kukły podobna. Siedziała, obojętnie przyjmując ciekawe, natarczywe spojrzenia i złośliwe