Strona:Władysław Orkan - Drogą czwartaków od Ostrowca na Litwę.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Mijamy zgliszcza domostw. Słyszymy, że był do podpalań odkomenderowany, oddział cały pod dowództwem oficera.
Spotykamy pobok ulicy na podwyższeniu mały domek nietknięty. Dziwno nam, że ostał się cało.
— Dał dziesięć rubli — tłómaczy nam jakiś nawiniety sąsiad — i podpalacz wyminął. Lecz było, że pieniądze brali i palili.
Jednego z takich podpalaczy — słyszymy — baby tej wsi, gdzieś wśród opłotków dopadłszy, kijami i widłami zatłukły.
Za wsią na pagórku 5 krzyży świeżych, świeże, żółte kopce. Dwaj Legioniści tam leżą, trzej Moskale.
Minąwszy Urzędów, bataliony dostają zlecenie: naładować broń. Krótkie zatrzymanie dla wypełnienia rozkazu — poczem marsz dalej w pogotowiu.
Deszcz zaczyna rosić. Mimoto, mimo utrudzenia, długim marszem i zgnębienia ócz przerażnymi obrazami zniszczenia, ochotność w szeregach nie gaśnie. Krzepi utrudzonych — świadomość spotkania się niezadługo z Brygadą pierwszą.
Zwłaszcza wśród Karpatczyków, którzy rok cały tej chwili czekali, marzyli o niej na przełęczach bukowińskich i w chatach huculskich, dzień ten ma wyjątkowo uroczystą barwę, choć tak zchmurzony i dżdżysty. Oto spotkają się z tymi braćmi broni, którzy na swojem dziedzictwie dawali odpór wrogowi, gdy oni po obcych horach-dolinach, w tęsknocie...
Z tymi, którzy pierwsi wkroczyli na ziemię Króle-