Przejdź do zawartości

Strona:Władysław Matlakowski - Wspomnienia z Zakopanego.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z wściekłością zrywa się wichura, jak turbo proroka Ezechiela, i wznosi się słup śniegu, który tu zdala, na tle nieba, wygląda jak wychlust pary z olbrzymiego gejzeru. Takie zjawisko jest zwykle przepowiednią zbliżającego się w dolinę wiatru halnego.





11 i 12 grudnia.

Cichuteńko — jakby świat wsunął się pod wielką kołdrę i do snu ułożył. Od samego rana pruszy drobniutki śnieżek, jakby od niechcenia; lecą kruszyneczki, pyłki, przekręcają się w powietrzu gwiazdeczki i ich okruchy. Choć kilka stopni mrozu, jest prawie ciepło; jedwabne, miękkie, delikatne powietrze; kruszynki padają na brwi, czoło, wąsy i łechcą. Choć śnieżek pruszy, jest bardzo jasno, tak że widać pierwsze kontrforty gór, przesłonięte jakby mgławicą. Chwilami, gdzieś w górze rozrywa się, widać śnieżny gąszcz atmosfery, i rozpuszczają się promienie słońca, oświetlając jakąś górę, jakiś bok, jakąś