Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/352

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 348 —

bek, cudze życie miał sobie za coś, co jest własnością pierwszego lepszego zbójcy.... Z opowiadania jego przebijała szczerość zbrodniarza, posunięta do szczególnej naiwności, przebijał brak najzupełniejszy wszelkiego moralnego poczucia; a przecież ta dzika, potworna natura błysnęła szlachetniejszym jakimś instynktem, i umiała zdobyć się na uczucie wdzięczności...
Po takiej chwili milczącego zdumienia, Fogelwander zawołał żywo:
— Dziękuję ci Trokimie, dziękuję. Uczyniłeś pięknie, przestrzegając mnie o niebezpieczeństwie, ale nie kuś mnie i nie próbuj. Byłeś wdzięczny, nie zmuszajże mnie, abym ja był niewdzięczny. Uchodź ztąd zaraz, znikaj; niechaj tak będzie, jakbym cię nie widział, nie słyszał! Opuść mnie natychmiast! Gdy stopa twoja chwilkę jeszcze będzie na tym progu, kto wie, czy ją opuści! Za kilka chwil, zaraz może, przyjdą do mnie żołnierze; a wtedy, wierz mi, natychmiast uwięzić cię każę....
Trokim stał obojętnie, mimo tych