Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/321

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 317 —

— Fogelwander pocisnął, i drzwi odskoczyły....
Wybiegło z nich młode, prześliczne dziewczę, z rozpuszczonemi włosami, z rumieńcem wzruszenia na znękanej twarzyczce i pałającym od niespodziewanej radości wzrokiem.
— Ojciec mój, gdzie ojciec mój! — zawołała po włosku i rzuciła się szybko naprzód.
Fogelwander ujął jej rękę i rzekł tym samym językiem, tonem łagodnym i uspakajającym:
— Ojca pani tu nie ma, ale są tu ludzie, co przyszli wydrzeć cię z rąk złoczyńców, uwolnić z jaskini łotra i powrócić ci wolność! Widzisz mnie po raz drugi już, Erinno: pierwszym razem daremnie wołałaś mojej pomocy, nie mogłem, ci pośpieszyć z ratunkiem. Ale prośby twej nie zapomniałem; drżała mi ona ciągle w sercu, i nie dała mi spocząć, dopóki jej nie spełniłem.
Piękna Fanaryotka spojrzała przeciągłym wzrokiem na oficera.
— O tak, widziałam raz pana, we trzy dni, kiedy mnie tu przywieziono! O