Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 262 —

Nie spodziewajmy się jednak, aby nam lekko udała się wyprawa. Mamy do czynienia z człowiekiem pełnym chytrości nikczemnej. My przeciw niemu mamy tylko swe szpady, on przeciw nam wszystko, na co się zdobyć może podłość i zbrodnia. Rozumiecie?
— Rozumiemy — ozwał się Ogarek — to mości rotmistrzu zupełnie jakby w bajce: smok i zaczarowana księżniczka.
— Smoka, mości rotmistrzu, ja na siebie biorę — rzekł Porwisz — ale co do księżniczki, to już chyba pan rotmistrz, albo sierżant Ogarek.... Ja już proszę o smoka....
Fogelwander zaśmiał się serdecznie, i biorąc za ręce obu żołnierzy, rzekł:
— Mam tedy słowo uczciwych żołnierzy, że mi z serca pomagać będziecie. Na teraz wam żadnej nie mogę dać nagrody, prócz tej, jaką sam w sobie zawiera każdy szlachetny uczynek. Ale kto wie, towarzysze, czy was i inna nie spotka zapłata, Ojciec, tej nieszczęśliwej Greczynki jest ogromnie bogatym człowiekiem; gdy mu oddamy córkę, nie poskąpi złota. Wszystko to waszem będzie!