Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 254 —

— Czegoż chcesz? teraz mów, kiedyś mnie znalazł?
— Ja niczego nie chcę — mówił zadyszany furtyan — ale ksiądz przeor chce koniecznie, abym panu rotmistrzowi zaraz doniósł, że ten opryszek, ten rabownik, ten... ten... watażka, jak powiadają...
— Umarł?! — przerwał niecierpliwie Fogelwander.
— Uciekł! nie umarł! — zawołał furtyan.
— Jakim sposobem?
— A podczas tej awantury konfederackiej, panie rotmistrzu. W klasztorze był wielki popłoch, na wieży palić się zaczęło, żołnierz co go pan postawił u drzwi, do służby pójść musiał na wały — a ten szelma rabownik udawał, że umiera. Dziś rano patrzy braciszek Gaudenty, nie ma; patrzy przeor, nie ma; patrzę i ja, nie ma! Uciekł!