Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 231 —

Fogelwander zaczekał chwilkę, bo mu powiedziano, że u pułkownika jest właśnie teraz pan starosta lwowski Kicki i marszałek trybunału Szeptycki. Nagle otworzyły się drzwi i wybiegł sam Korytowski.
— Ordynans od rotmistrza Fogelwandra wrócił już? — zawołał. — Czy znalazł go?
— Jestem tu! — ozwał się Fogelwander i wystąpił naprzód.
— A, nie uważałem cię, rotmistrzu! — rzekł Korytowski — drugi raz już posyłam po waćpana! Proszę za mną.
Gdy weszli do ubocznego pokoju, w którym nie było nikogo, pułkownik zatrzymał się i rzekł żywo:
— Czy wiesz, hrabio, o najnowszej depeszy?
— Nic nie wiem, mości pułkowniku.
— Konfederaci na karku! — zawołał Korytowski. Właśnie powróciły furwachty, które starły się z nimi o trzy mile pode Lwowem.
Wiadomość ta sprawiła na oficerze podwójne wrażenie. Obeszła go najpierw żywo, jak żołnierza, dalej była dlań nie-