Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 103 —

— Śpi jak nieżywy — odparł jeden z towarzyszy.
— Zawiązali mu prawie całą głowę — ozwał się Szachin — może się udusił! Toby był głupi interes.
Oddał lejce jednemu ze swych pachołków i rozkazując mu jechać powoli, wskoczył do środka bryki.
Hajdamak nie dusił się, ale przeciwnie oddychał ciężko i zdawał się szamotać w jakimś śnie okropnym.
Trzeba go zbudzić... — mruknął Szachin — aby wiedział, w czyich się rękach znajduje...
I uderzając nielitościwie śpiącego biczem po twarzy, zawołał:
— Dzień dobry, pane kampańczyk!
Śpiący drgnął cały, zwinął się, wyprężył, i rzucił się siłą całego ciała do góry, jakby w największem wytężeniu...
Szachin zaśmiał się znowu i drugi raz uderzył biczem po głowie skrępowanego....
Uderzony po raz drugi zwinął się w kłębek, potem wyprężył silnie wszystkie muszkuły i nagle porwał się swobodnie ze słomy...