Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
213

zdatności i własnych zasług miałem także świadomość, i to jest także uczciwą a konieczną kondycją każdego oficera, bo nie mając ufności i wiary w siebie samego, jakby innym dowodził, a w ciężkich potrzebach i nagłych przygodach, kiedy na deliberację czasu niema, skutecznie sobie poczynał?
Owoż nikt mi tego za złe mieć nie mógł i nie może, żem miał nadzieję, a nietylko nadzieję, ale i pretensję, że mnie przy takiej kreacji partyj mieszanych uczynią komendantem, i że nią dowodzić będę chociaż subalterne, ale zawsze w obrębie regulamentów niezawiśle. Jakoż utwierdzali mnie w tych widokach moi kamraci i przyjaciele, a nawet i sam pan generał Korytowski, który skoro owo formowanie partyj zadecydowanem było, przywoławszy mnie, tak mi powiedział:
— Mości panie rotmistrzu, nabiedowałeś się tu na tym mizernym garnizonie, to pewnie zmiana przyjemną ci będzie. Wprawdzie i tu cię ciężka, a może i cięższa jeszcze czeka praca, ale milszą ci ona będzie, bo korzystniej i na szerszej widowni trudzić się będziesz, a ojczyźnie to dasz, czego jej pono najbardziej zbywa, to jest garść wojska dobrze ćwiczonego. Ściągną się tu komputowcy i trochę kawalerji polskiego autoramentu, zrobim partję z tego, a Waćpan weźmiesz komendę. Jużem cię na to stanowisko forsztelował, bo jeśli ty, mości rotmistrzu, z tej zbieraniny żołnierza nie wykrzeszesz, to już nie wiem, ktoby tu inny w to ugodził.
Podziękowałem panu Korytowskiemu za łaskawą opinję i wzgląd na mnie, bo chociaż owa ko-