Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lubili go wszyscy: kapitanowie baskijscy, małomówni a twardzi, skłonni do przechodzenia na „ty“ pełne ufności; kapitanowie asturyjscy i galicyjscy, zakochani a rozrzutni, których charakter tak się kontrastowo różnił cd ubóstwa i smętku ich prowincyj; kapitanowie andaluzyjscy, w których mowie, pełnej wdzięku, zdaje się przebijać coś z uroków białego Kadyksu i z win przeźroczach tej prowincji: kapitanowie walenccy, rozprawiający na pokładzie o polityce i usiłujący wyrozumieć, czem być może marynarka przyszłej rzeczypospolitej; kapitanowie katalońscy i majorkańscy, ludzie interesu narówni z właścicielami statków, — zawsze skoro tylko jednoczyła ich konieczność obrony własnych praw, myśleli przedewszystkiem o Ulisesie. Nikt, tak jak on, nie umiał się wypisać.
Po śmierci matki Ulises począł się wahać: czy ma być marynarzem w dalszym ciągu, czy też ma całkowicie zmienić tryb życia? Krewniacy barcelońscy, kupcy o umysłach niezmiernie sprawnych, jeśli chodziło o obliczenie majątku, rozważyli, co pozostało mu w spadku po notarjuszu i po jego małżonce, dodali do tego spadek po Labarcie i po doktorze, doszedłszy tym sposobem, mniej więcej do miljona peset... Czyż człowiek, mający tyle pieniędzy, wiódłby nadal życie ubogiego kapitana, oglądającego się na swą gażę, by zapewnić rodzinie utrzymanie?
Cinta słowa nie rzekła, któreby wpłynęło na decyzję męża. Córka marynarza, zgodziła się zostać żoną marynarza. Nadto małżeństwo pojmowała, jak ją uczyły dawne tradycje rodzinne: żona powinna być panią wszechwładną w domu, lecz we wszystkich innych sprawach polegać ma na woli męża; nie pojmowała ona, by żona pozwolić sobie mogła na ganienie czynów, głowy domu.