Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Znam cię aż nazbyt dobrze, — ciągnął tymczasem Ferragut. — Gdybyś wiedział, ile tam jest, zacząłbyś protestować. Dla mnie jest to drobnostka; tobie wydałoby się to zbyt wielką kwotą... Nie otwieraj więc tej koperty, zanim nie przyjedziesz tam, w nasze strony. Jest w niej adres banku, gdzie się masz zgłosić po odbiór. Clhcę, byś był najbogatszy z całej wsi; chcę, by dzieci twe wspominały, gdy już umrę, kapitana Ferraguta.
Posłyszawszy o tej możliwości, Toni chciał zaprotestować gestem; potem zaczął trzeć oczy rękoma, jakgdyby go swędzić miały nie do zniesienia.
Ulises zaś w dalszym ciągu wydawał polecenia. Gdy kupował „Mare Nostrum“, sprzedał był dość lekkomyślnie dom dziadów i winnice tam, nad brzegami Mariny, wszystko słowem, co miał po stryju Trytonie. Pragnął teraz, by Toni odkupił to wszystko i osiadł w starej siedzibie Ferragutów.
— Masz dość pieniędzy, więcej nawet, niż na to potrzeba. Nie mam dzieci i szczęśliwy będę, jeśli twoi zamieszkają w tym domu, który niegdyś był moim... Może, gdy się zastarzeję (jeśli mnie przedtem nie zabija), przyjadę do was na całe lato. No, Toni, głowa do góry!... Popłyniemy razem na ryby, jak niegdyś — niegdyś ze stryjem doktorem.
Ale optymizm ów nie budził echa w młodszym oficerze. Łzy mu stanęły w oczach. Klął przez zęby rychłe już rozstanie... Nie widywać się już zupełnie, skoro się tyle lat przeżyło jak dwaj bracia!... Chryste!...
Kapitan bał się, że się z nim razem popłacze; kazał więc Toniemu iść i przygotować obrachunki dla załogi.
W, godzinę potem zastępca wrócił do salonu z odpieczętowaną kopertą w ręku. Nie mógł się oprzeć chęci zapoznania się z tajemnicą, bał się, że podarek Ferraguta zbyt będzie hojny.