Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdy okręt począł tonąć, straciła nagłe z oczu ośmioletnią córeczkę; ledwie znalazłszy się teraz na statku francuskim, skierowała się instynktownie ku przodowi, usiłując odnaleźć to samo miejsce, gdzie była przed katastrofą na tamtym statku, w przypuszczeniu jakby, że tam właśnie odnajdzie swe dziecko. Rozdzierający krzyk zatracił się gdzieś na schodach, wiodących na dolny pokład. „Figlia mia!... Mia figlia!...“
Ulises nie był w stanie dłużej tego słuchać. Zdawało mu się, że ów głos przenikliwy ostrzem strzały mózg mu przeszywa.
Podszedł ku grupie, w której środku jakiś młodzieniec bosy, w eleganckich spodniach i koszuli rozwartej na piersi mówił wciąż, coraz ruchem zgarniając na ramiona płaszcz, jakim go okryto.
Mieszając słowa włoskie z francuskiemi, opowiadał o zatonięciu „Californian‘a“.
Pasażera tego zbudził pierwszy strzał działowy; to okręt podwodny strzelał do statku pasażerskiego. Pościg trwał coś około pół godziny. Najodważniejsi i najciekawsi wylegli na pokład i wierzyli już w rychłe ocalenie, widząc, iż parowiec dzięki swej szybkości poczyna brać górę nad nieprzyjacielem. Nagle morze przecięła jakaś czarna rysa; coś nakształt ości, obrębionej pianą; wyciągnęła się tak wzdłuż z zawrotną szybkością, u tymczasem pod wodą tworzyły się dziwne wiry... I wnet, uderzyło coś o kadłub statku, aż zakołysał się cały wtył i naprzód, aż wszystkie płyty, wszystkie nity pękły w spojeniach... Poczem nastąpił wybuch straszliwy, snop przeolbrzymi dymów i płomieni, chmura żółtawa, w której leciały w powietrze jakieś czarne przedmioty: kawały metalu i drzewa, strzępy ciał ludzkich.
Na wspomnienie o tem w oczach opowiadającego zamigotały obłąkańcze błyski.