Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

śniakowi o przygodach króla Itaki z całą cierpliwością starego dziadunia, prawiącego wnukowi o żywocie świętego, którego imię nosi.
Wreszcie nie omieszkał też nigdy malec rzucić pełnych szacunku spojrzeń na wszystkie owe sławne pamiątki, jakie zdobiły mieszkanie: wieńce ze złotych liści, srebrne puhary, posążki marmurowe, tablice pamiątkowe, spoczywające w wybitych pluszem szkatułkach: przedmioty, jakie don Carmelo Labarta, niezmordowany bojownik literatury, zdobył wierszami swemi na konkursach i na kwietnych zawodach.
Gdy zapowiadano jeden z takich turniejów, współzapaśnicy drżeli z przerażenia, by don Carmelowi nie przyszła fantazja zdobycia jednej z nagród. Istotnie ze zdumiewającą nade wszystko łatwością umiał adwokat zagarnąć dla się zwykły kwiat, jaki miał być nagrodą na konkursie ód, puhar złoty za najlepszą romanzę miłosną, statuetki, przeznaczono dla największego historyka -erudyty, biust marmurowy, będący ci mną prozaików, jak i „bronz artystyczny“ wreszcie, przeznaczony dla filologów’. Inni współzawodnicy rnusieli się zadowalać resztkami. Na ich szczęście don Carmelo poświęcał się już tylko literaturze prowincjonalnej, a jedyną formą, w jaką stroić się chciało jeszcze jego natchnienie, był wiersz walencki. Poza Walencją i poza świetnością jej czasów przeszłych tylko Grecja wydawała mu się godną zachwytu.
Notarjusz, który od wielu lat był przyjacielem Labarty, rościł pretensję, by nim kierować. Czyż nie trzeba bo było istotnie umysłu jasnego a praktycznego, by wieść ów ślepy genjusz przez życie? Skromna, renta, odziedziczona po rodzicach, wystarczała jednak poecie na życie. Próżno więc przyjaciel wyszukiwał dlań procesy, których doniosłość usprawiedliwiałaby niezmierne honorarja; teki, objętością równe tomom, okrywały się kurzem na biurku don Carmela, a notarjusz pilno-