Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A zresztą uczciwiej jest chodzić piechotą, aniżeli żyć w dostatkach i jednocześnie oszukiwać na każdym kroku swego męża!
— I o kim że to?... O kim to ona mówi?... — obruszyła się napastnica i posunęła się parę kroków naprzód z błyskiem w pozieleniałych ze złości oczach. W tej chwili jednak babcia Picores zastąpiła jej drogę, chwyciwszy ją pomarszczoną swą ręką.
Teraz bowiem kończono właśnie ważenie koszy Dolores i przeto wolała nie dopuścić jej do kłótni, która mogła mieć nieprzewidziane następstwa.
— Do wozu! Możecie się pozabijać nawet, jeśli sobie tego życzycie, ale innym razem. Teraz nie czas na to. Na Targu czekają już kupujący. Ładne to mi krewniaczki, które tak skaczą sobie do oczu!
I chwyciwszy Dolores w pół, stara przyciągnęła ją do wozu z koszami, przy których już się krzątały przybyłe wraz z nią towarzyszki.
Dolores dała się prowadzić posłusznie jak mała dziewczynka. Wargi jej jednak drżały ze złości i wreszcie w chwili gdy roztrzęsiony wóz ruszył, rzuciła swą groźbę ostatnią:
— Poczekaj, poczekaj, Rosario, spotkamy się jeszcze kiedyś!
— Spotkamy się? Kiedy zechcesz! Jak najprędzej! — odburknęła Rosario trzęsąc się z obu-