Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Katedra cz. 2.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

plecami swego skąpego protektora, okazywał oczami żarliwą sympatyę, z jaką przyjmował słowa rewolucyonisty.
Gabryel opisywał ten naród rzymsko-hiszpański, po którym przeszło najście Gotów, nie zostawiwszy wielkiego wpływu; zwycięscy, unurzawszy się w występkach rzymskiego imperyum, stracili swoją dzielność, a umysły ich skarlały w ciągłych dysputach teologicznych i w intrygach dynastycznych, przypominających Bizancyum. W Hiszpanii odrodzenie nie przyszło wraz z hordami barbarzyńskiemi z północy, lecz z południa ze zwycięskimi Arabami. Na początku byli oni bardzo nieliczni, a jednakże zwyciężyli Roderica i jego znikczemniałą arystokracyę. Instynkt narodowości chrześcijańskiej jakoby zwracał się przeciwko zdobywcom; energia duszy hiszpańskiej występuje na skałach Covadonga, skąd miano rzucić się na intruzów — wszystko to były kłamstwa.
— W rzeczywistości Hiszpania tych czasów dobrze przyjęła przybyszów z Afryki: miasta poddawały się im bez najmniejszego oporu; jeden oddział kawaleryi arabskiej wystarczał, by otwierano bramy grodów. Była to więcej wyprawa cywilizacyjna, niż zdobywanie państwa. I zaczął się nieprzerwany ciąg immigracyi przez cieśninę Gibraltarską. Tamtędy przyszła do nas ta kultura młoda, potężna, żywa, niesłychanie prędko rozwijająca się, nowa, a już tryumfująca, ta cywilizacya, stworzona przez entuzyazm religijny proroka, cywilizacya, która przyswoiła sobie wszystko, co najlepszego miał w sobie judaizm i nauka bizantyjska, która nadto wniosła