Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że upuściłem dzban, który właśnie miałem podnieść na głowę. Cóż powiedzą kobiety moje, jak sądzisz? Wiesz chyba, co to są kobiety?
Mężczyzna mówił grubym, niewyraźnym głosem, a słowa jego były niezdarne prostackie, niby trudny do odczytania napis szkolny. Ale Hans osiągnął zaraz zdolność zrozumienia ich i posługiwania się niemi.
— Tak to witasz cudzoziemca wyzwiskami? — powiedział — Miast tego, mógłbyś, jak przystało uczciwemu człowiekowi, wymienić mi nazwę tego miasta, które budzi mój podziw rozległością murów wielką liczbą zębatych wież swoich.
— Skądże przybywasz, jeśli nie znasz miana miasta, leżącego pośrodku świata? — spytał starzec — Czyż nie wiesz, że stoisz pod Babilonem? Po muszlach na twym płaszczu poznaję, że jesteś tokarzem skorup ślimaczych, który wykłada meble perłową masą. Ale nie potrafisz, zaiste, naprawić mego stłuczonego dzbana, oraz nie zdołasz zatamować potoku słów kobiet moich.
— Podaj mi przyjazną dłoń, jeśli zdołam doprowadzić twe kobiety do tego, że radować się będą z powodu rozbicia dzbana! — rzekł Alienus ucieszony, że w ciągu paru godzin dotarł do Babilonu przeszłości. — Czy to twój dom tam stoi, przy palmowym ogrodzie?
Starzec potwierdził, a Alienus rzucił kapelusz i laskę, potem zaś, wyrzekając głośno, pobiegł ku chacie, zbudowanej z cegieł suszonych w słońcu i pokrytej giętkiemi, palmowemi gałęźmi.
Otwarto klapę w drewnianych drzwiach i wytknęła głowę stara, poczerniała baba, o twarzy pełnej zmarszczek.