Strona:Uwagi nad językiem Cyprjana Norwida.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

np. słońca do twarzy gospodarza, tak poczyna sobie i Norwid. O uczonym Jazonie np. mówi:

Każdy zwój płaszcza jego założony,
Jak pergaminu pisanego zwitek.

O rzeźbiarzu:

. . . . . . ozwał się w cieniu
Głos, jakbyś dłutem śliznął po kamieniu
Greckim, kryształy w swej mającym mące
Podobne soli, stal odbijające.

Pokój chrześcijański maluje tak:

«. . . pokój on — pokój Chrystusowy, to punkt wyjścia do walki, to pierwszy krok w szrankach, to podstawa z granitu, na której gladjator, osobą ducha wsparty, woła: Morituri te salutant! Veritas»[1].

W trosce o skrupulatne oddanie wrażenia, przyswajał sobie Norwid bardzo chętnie terminologję techniczną, budowaną w słowniku międzynarodowym. Jakby z pewnego rodzaju zadowoleniem wewnętrznem szpikuje zdania wyrazami obcemi, np.:

« Powoli, powoli, oddalenie drugo-biegunowe spowodowało melancholję organiczną i marazm taki, że, salwując resztkę sił, ambarkowałem się i tu przybyłem»[2].

Trzeba stwierdzić, że, o ile w wielu wypadkach metoda ta przyczynia się do dokładnego zdefinjowania pewnego zjawiska czy pojęcia, to w innych razach jest niepotrzebna i powoduje często niedbałe zaśmiecenie języka makaronizmami i barbaryzmami, np.: «Duch na grobie skompletowany śmiercią i realny» (Wędrowny Sztukmistrz); «Gdzie kałkuł w duchu i duch sam w rachunkach» (Promethidion).

Do jakiego stopnia był Norwid tolerancyjny wobec terminów, nie mających z tradycją poezji nic wspólnego,

  1. List do B. Zaleskiego (Krechowiecki, O Cyprjanie Norwidzie I, 137).
  2. tamże II, 14.