Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Na początku Aniela nie zorientowała się w sytuacji, ale wnet opanowała się i zaczęła energicznie dzwonić. Nikt jednak nie przychodził. Dobijała się z kolei do drzwi, waląc w nie pięściami z całych sił.
Akurat przechodził korytarzem jeden z gości. Dowiedziawszy się o co chodzi pobiegł po służącego,
Drzwi jednak otworzyły się dopiero po upływie dziesięciu minut. Pierwszy, który wszedł do jej pokoju był... komisarz Żarski.
Powoli uchylał kapelusza na powitanie.
— Dzień dobry!
Aniela była tak oszołomiona, że nawet nie odpowiedziała na konwencjonalne powitanie.
— Już dawno nie widziałem pani — wyjąkał Żarski.
Aniela milczała. Nie mogła odzyskać równowagi ducha.
Żarski był nie do poznania. Nie czynił teraz wrażenia komisarza policji. Raczej podobny był do zakochanego... Na jego twarzy odmalowała się gra zmysłów, która ogarnęła go na widok urodziwej Anieli. Nie mógł o niej zapomnieć.
— Długo czekał na tę chwilę, gdy znów się z nią spotka. Niejednokrotnie czynił sobie wyrzuty, że wówczas gdy zastał Anielę z profesorem, puścił ją na wolność...
Teraz, gdy otrzymał poraz drugi telefoniczną wiadomość, że Wołkow pomylił się i że Janek zdążył umknąć, a została tylko jego partnerka, Żarski rzucił wszystko i czym prędzej pomknął do hotelu z myślą, że dziś stanie się to...
Aniela spoglądała na Żarskiego, zastanawiając się, czy w ogóle winna z nim wdawać się w rozmowę. Ujął Anielę za rękę.
Uczucie wstydu ogarnęła go na widok jej twarzy. Para oczu karciła go i onieśmielała.