Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cić się z kolei na Wołkowa.
Okropna świadomość, że tu chodzi o śmierć lub życie, przywróciła Krygierowi siły i odwagę Znał lepiej „technikę“ walki od Wołkowa. Wnet też zyskał przewagę nad przeciwnikiem. Zręcznym ruchem Krygier wyciągnął rewolwer z kieszeni Wołkowa. Bez namysłu rąbnął go w skroń rękojeścią browninga. Wołkow runął na ziemię.
Krótką chwilę Krygier stal oszołomiony. Przerażenie malowało się w jego oczach. Dreszcz wstrząsnął jego ciałem. Nienawidził „mokrą“ robotę.
W pośpiechu zaczął ściągać odzież z Wołkowa. W ciągu kilku chwil Krygier miał już na sobie mundur komisarza. Wołkow leżał nieruchomy z nawpół otwartymi oczyma, jakby udawał, że nie widzi, co się w celi dzieje.
Krygier, przekonawszy się. że Wołkow jeszcze żyje rozglądał się za czymś, co mogłoby zastąpić powróz dla związania przeciwnika. Ale oto Wołkow wskoczył na równe nogi i jednym skokiem rzucił się na Krygiera i powalił go na drewnianą narę. Znów wpił się palcami w gardło Krygiera, usiłując go udusić.
Twarz Wołkowa aż zsiniała z natężenia. W jego oczach błysnęły złe ogniki.. Nie zależało mu tyle na śmierci Krygiera, ile na ocaleniu własnego życia. Rozpaczliwie broni łswego istnienia. Nie wątpił w to, że, o ile nie wykończy przeciwnika, padnie jego ofiarą.
Teraz staczali ze sobą walkę, niby dwa wilki, gotowe się zagryźć na śmierć. Gdy Wołkow dusił Krygiera, ten bił go rękojeścią rewolweru po głowie, gdzie się dało.
Walka toczyła się we mrokach i cyszy, jakby między nimi stanęła umowa, że nikt z nich nie będzie krzyczał. ani wzywał pomocy.
Wołkow czuł, jak po jego twarzy sączy się wąski strumyk ciepłej krwi. Siły opuszczały go. I naraz poczuł ukłucie w sercu. W oczach mu ściemniało. Ręce jego