Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— I ja nie potrzebnie porwałem się na ciebie... Bądźcie zdrowi... Umieram...
W pokoju zaległa grobowa cisza. Janek stał przykuty do miejsca zbrodni, zatopiwszy wzrok w zwłokach Felka. „Zimna kokota“ szlochała, rzucając nienawistne spojrzenia na Janka.
W pewnym momencie Krygier odezwał się:
— Nie ma nad czym się zastanawiać: umarł, więc trzeba go pochować... Trzeba go stąd uprzątnąć.
Bajgełe, odgrażając się pięściami Jankowi, wołał:
— Zamroziłeś go, zajmij się nim. Ja za to nie będę ponosił odpowiedzialności.
Milczek, który także był obecny przy tym zajściu, nie wypowiedziawszy ani słowa, zdjął obrus, którym stół był nakryty i owinął nim zwłoki.
— Co zamierzasz uczynić? — spytał Krygier.
Milczek bez słowa przygotował się do wyjścia z „bagażem“.

W czasie, kiedy rozegrał się dramat w mieszkaniu Bajgełe, Szczupak przebywał w tej dzielnicy. Miał oczy utkwione w jednym kierunku.
Po śmierci Reginy Szczupak nie odpoczywał. Trawiły go wyrzuty sumienia, że z jego powodu Regina zginęła w tak tajemniczych okolicznościach. Postanowił za wszelką cenę wykryć tę aferę. Nie wątpił teraz przez sekundę, że Wołkow omotany jest gęstą siecią niezbadanych tajemnic.
Szczupak ukrył się we wnęce bramy pewnego domu, przed którym przechadzało się kilku wywiadowców. Oczekiwali oni umówionego znaku od swego szefa.