Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Krygier rozejrzał się dokładnie w sytuacji, po czym, dokonawszy pewnego odkrycia, ujął Janka za rękę:
— Widzisz to?
Janek skierował wzrok w stronę palca Krygiera[1]. Zobaczył żelazne drzwi, przepasane dwiema sztabami, które prowadziły do drugiego przyległego pokoju.
Przystąpiono energicznie do roboty i wnet drugi „Sezam“ został zdobyty. W drugim pokoju znajdowała się większa kasa.
— Oto tu leży skarb! — zawołał radośnie Janek.
Gdy zbliżyli się do niej i przyświecili latarką, zauważyli karteczkę przyczepioną, Krygier znów wybuchnął śmiechem.

„Szanowni Panowie Złodzieje! Prosimy uprzejmie o nierozpruwanie kasy, gdyż jest pusta“.
Janek pienił się ze złości.
— Ja ich nauczę! — wrzeszczał i przystąpił do dzieła.
— Oszalałeś? — zapytał go Krygier.
— Tę karteczkę umyślnie przyczepiono, by nas wprowadzić w błąd. Gotów jestem przysiądz, że tam jest grubszy pieniądz.
Ale Krygier oświadczył kategorycznie:
— Ruszamy stąd! I to natychmiast!
— Tobie nie trudno tak mówić, ale ja muszę mieć pieniądze.
Krygier spojrzał ostro na Janka i rzekł tonem rozkazującym.
— Natychmiast wynosić się stąd!
Janek musiał ustąpić. Skierowali się ku wyjściu.
Felek przez cały czas stał „na cyngu“, obliczając w duchu ile może mu przypaść w udziale. Nie wątpił na chwilę, że tej nocy zarobek będzie suty...

Oddalając się, Krygier polecił Felkowi, by dał

  1. Przypis własny Wikiźródeł W przedzielonym słowie "Krygiera" znajduje się pusta linijka.