Strona:Tadeusz Dropiowski - Na turniach.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




III.
ORLĄ PERCIĄ NA KOZI WIRCH.

Marzenia czasem się spełniają. W rok później w pogodne upalne południe sierpniowe biwakowaliśmy przy Zmarzłym Stawie pod Zawratem. Oprócz mnie w wycieczce uczestniczyły panna Cesia i Lusia, tudzież kuzyn ich pan Witold i narzeczona jego panna Zosia. Liczba pięć była — jak śmialiśmy się — mistyczną dla naszych wycieczek. Lusia była z tego niezadowolona, że niewiast było więcej niż mężczyzn.
— To powinno być ustawowo zabronione w ten sposób chodzić w Tatry; każda kobieta powinna mieć co najmniej jednego przewodnika!
— A czemu pani nie postarała się — drwiłem — można było wziąć choć górala z blachą. Podobno bardzo mili ludzie, umieją doskonale bawić a nawet rozkochać damy. Sam widziałem na jednej z wycieczek taką parę: piękną Warszawiankę i młodego górala przewodnika, jak więcej zamiast na góry patrzyli sobie w oczy. Hej!
— O ten pan Karol! — biadała Lusia — ten zawsze daje mi się we znaki, czy jest, czy go nie ma! Pisze, telegrafuje: wyjeżdżam, jadę, przyjeż-